W imieniu miłości
Opublikowany: 2012-02-29Ta historia, autorstwa Tary Boyce, zwyciężyła w naszym konkursie pisarskim Show Off: Love Story Edition na początku tego miesiąca. Tara jest studentką BYU, gdzie studiuje literaturę i pisarstwo. Możesz przeczytać więcej o jej pisaniu na jej blogu. Jestem bardzo dumna, że mogę opublikować jej historię „W imieniu miłości” tutaj w The Write Practice. Cieszyć się!
Zdjęcie: Nicki Varkevisser
Zakochałam się po raz pierwszy w ósmej klasie w jasnowłosym, niebieskookim chłopcu, który był ode mnie o siedem miesięcy młodszy. Mieliśmy razem studia społeczne, wychowanie fizyczne i naukę.
Pamiętam teraz te ostatnie miesiące roku szkolnego. Drugi ostatni dzwonek na lekcję zadzwonił i musiałem się pożegnać z Markiem po zajęciach wf, popadłem w nastrojową depresję, w której wracałem do domu do swojego pokoju, włączałem odtwarzacz CD i słuchałem Beach Boys „Don't Worry Baby” w kółko, leżąc na moim łóżku, wpatrując się w mój fioletowy sufit, czasami płacząc z tęsknoty za sercem. Zdarzało się to przez większość wieczorów, dopóki nie obudziłam się zbyt wcześnie następnego ranka, ponownie włączyłam stereo i kąpałam się przez trzydzieści minut (zawsze kąpałam się, bo było o wiele bardziej romantycznie). Następnie suszyłam włosy, kręciłam włosy i nakładałam niewielki makijaż, który mogłam nosić.
Pamiętam ostatni dzień mojej ósmej klasy. Było jasno, był czerwiec i słońce miało nade mną śmiałą władzę. Mark właśnie podpisał moją księgę pamiątkową: „Twoja przyszłość jest taka jasna, muszę nosić okulary przeciwsłoneczne”, co rozśmieszyło mnie i pokochałam go jeszcze bardziej, gdy szliśmy razem do jego autobusu. To byłby ostatni raz, kiedy go widziałam od dłuższego czasu i poczułam mdłości, jakby ktoś przeciwny mojemu kochającemu Markowi zacisnął pięść wokół mojego brzucha. Mimo to śmiałam się przez całą drogę do jego autobusu, ponieważ w takich chwilach chcesz tylko zobaczyć słońce świecące na środku otwartego nieba, autobus wciąż oddalony o wiele stóp i sposób, w jaki oboje świecicie razem w słońce, słuchając nawzajem swoich przerw.
Nie spieszyliśmy się i pozwoliliśmy innym wsiąść do autobusu przed nim, dopóki nie mogliśmy dłużej czekać. Kiedy wszedł po schodach do autobusu, moje serce podskoczyło dziko – serca naprawdę podskakują, podskakują i chwieją się – i krzyknęłam: „Czekaj! Muszę ci coś powiedzieć." Zatrzymał się i spojrzał na mnie, a ja wbiegłam do niego po schodach. – Muszę ci coś powiedzieć – powiedziałem, chociaż nie wiedziałem, co mam do powiedzenia.
– Sekret – powiedziałem. Uśmiechnął się i pochylił, a ja śmiałem się tak zdenerwowany, czy to jest prawdziwe? śmiech Zawsze się śmieję, gdy wydarzy się coś ogromnego. Przyłożyłam dłoń do ust, nachyliłam się do jego ucha i pocałowałam w policzek. Potem uciekłem.
Moje nogi i płuca cieszyły się, gdy biegłem, bo w końcu pokazałem Markowi Speckowi, że chociaż byłem o siedem miesięcy starszy od niego, mimo że byłem mormonem, a on katolikiem, mimo że ja wyjeżdżałem do liceum, a on został z tyłu, ja nadal, nadal , kochałem go i och, jak to było, aby to udowodnić.
Wciąż uczę się więcej o miłości, gdy się starzeję – jak zmienia kształt i kolor, im się starzeje. Choć nadal się kąpię, bo ciepła woda z mydłem zawsze będzie romantyczna, pocałunki w policzek nie są już tajemnicą i nie czuję już potrzeby uciekania od nich – wyszłam za Ryana, bo już nie chciałam. Nie mam już ochoty rzygać, gdy Ryana nie ma. Zamiast tego chcę, żeby wrócił i wierzę, że to zrobi i uważam, że warto to uczcić.
A jednak czasami zastanawiam się, co by się stało z moim rozumieniem miłości, gdyby nigdy nie wrócił. Albo gdybyśmy oboje chcieli kiedyś odejść, jak moi dziadkowie, rodzice moich przyjaciół albo moi rodzice. Kusi mnie — mając na poparcie wszystkie statystyki na świecie — by powiedzieć, że miłość pojawia się i znika jak pstrąg tęczowy między cieniem a słoneczną wodą. Ciągle sięgamy po to, ponieważ… cóż, ponieważ jest po prostu tak tajemniczo piękna. Gdybyśmy tylko mogli go zatrzymać i zatrzymać, a ten wspaniały mokry połysk mógł trwać wiecznie.

Być może hańbię miłość, sugerując to: ta miłość może kiedykolwiek zgasnąć. Być może to my bledniemy, a nasza śmiertelna niezdolność do doświadczania czegokolwiek bez zmęczenia czyni nas najbardziej niegodnymi miłości. Być może miłość nie jest rybą w tej metaforze. Jesteśmy. Czy nie jesteśmy przemienieni jak przez wodę i światło, kiedy doświadczamy czegoś takiego jak miłość?
Pamiętam rok temu, kiedy wszyscy ze zboru zostali zaproszeni do udziału na ambonie. Kobieta podeszła do mikrofonu i spojrzała na nas. Powiedziała, że miała ciężki miesiąc, ale po prostu musiała przyjść, nawet jeśli oznaczało to pozostawienie jej trzech małych czerwonych główek walczących na ławce. Powiedziała nam, że kocha swojego męża, który siedział za nią obok ambony i że nie wiedziała, jak zrobił to wszystko, co robił, ale kocha go za to.
Widziałam, jak patrzył na nią jej mąż, równie nieśmiały i cichy jak on. Musiał spojrzeć w górę, ponieważ siedział, a ona stała. Widziałam, jak jego twarz przybrała kolor jego włosów – dał wszystkim jej dzieciom ich rude włosy – nie ze wstydem, ale z czymś, co wyglądało na rodzaj desperacji, ponieważ jak mógłby kiedykolwiek zrobić cokolwiek bez niej?
Kiedy skończyła, jej mąż wstał zbyt wcześnie, zanim skończyła mówić amen. Przytulił ją tam, obok ambony. Przytulał ją przez długi czas, na oczach nas wszystkich, a ci z nas, którzy obserwowaliśmy, uciszyliśmy się i szanowaliśmy, ponieważ wiedzieliśmy, że nie tylko jesteśmy świadkami, ale także bierzemy udział w świętości.
Bardziej niż wielkie, niezwykłe chwile — pierwszy pocałunek w policzek, pierwsza randka i pewnego dnia pierwsze dziecko — widzę miłość w tych małych chwilach, które zdarzają się nie tylko raz, ale raz za razem, niezależnie od tego, czy ktoś patrzy, czy nie. na nas.
W tym miesiącu świętowaliśmy Walentynki. Plotka głosi, że obchodzimy ten dzień z powodu starego świętego, który, jak mówią, potajemnie zawierał małżeństwa młodym żołnierzom niezdolnym do zawarcia małżeństwa – małżeństwo, ta zła rozrywka, była zakazana dla tych biednych rzymskich żołnierzy. Mówią, że Valentine został wysłany do więzienia za swoje tajne ceremonie i że wysłał pierwszą „walentynkę” do córki swojego strażnika, która odwiedzała go w jego celi. „Z twojej walentynki”, napisał do niej, tuż przed skazaniem go na śmierć.
Dla mnie najbardziej romantyczne jest to, że dziewczyna go odwiedziła. Raz po raz.
Prawda jest taka, że nie wiemy, czy Święty Walenty istniał, co zrobił ani dlaczego świętujemy go tak wieloma kwiatami, balonami i czekoladkami. Mimo to każdego roku decyduję się uwierzyć plotkom, nie dlatego, że chcę dostawać prezenty lub dlatego, że uwielbiam jakikolwiek powód do świętowania (co robię), ale dlatego, że wierzę w celebrowanie tego, z czego jesteśmy stworzeni i w co wierzę każdy z nas jest stworzony dla.
Znowu myślę o dziewczynie, która odwiedziła Valentine'a, być może wczesnym rankiem, kiedy czuł się najbardziej samotny. Może widział ją nie przez różowe okulary, ale przez żelazne kraty. Wyobrażam sobie, jak klęczy na zakurzonej, kamiennej podłodze, szepcząc, że bez względu na to, co się z nim stało, Bóg go zna, ona go zna i został stworzony, by go zapamiętać. I teraz myślę, czyż nie wszyscy?
Zastanawiam się, czy miłość nauczyła Valentine i córkę strażnika, że cel można dostrzec nawet w najciemniejszych miejscach. Zastanawiam się, czy dostrzegli to w sobie nawzajem, gdy patrzyli przez te kraty. I teraz zastanawiam się, czy miłość istnieje całkowicie od nas. Jeśli tak, to jacy jesteśmy nieistotni i potężni.
Pewnej nocy śnił mi się deszcz, który padał na całą drewnianą werandę pierwszego domu, w którym mieszkałem. Było nas tam wielu i wszyscy nosiliśmy moje ulubione kolory – żółcienie, czerwienie, pomarańcze.
Na werandzie, wokół nas, stały jasnoniebieskie wiadra, wypełniające się deszczem. A kiedy wiadra zaczęły się przelewać, pękać, wszyscy się śmialiśmy. Potem usadowiliśmy się na plecy.
Otworzyliśmy usta do nieba. Leżeliśmy na plecach przez długi czas, pijąc i pijąc, napełniając się, aż byliśmy pełni, a potem znowu.
Kiedy obudziłem się ze snu, pochyliłem się w ciemności i sięgnąłem po notes (nie chciałem obudzić Ryana). Zapisałem, co pamiętałem z tej małej chwili świecenia, jak to było leżeć tam twarzą do góry i otwartą.
Przewróciłam się i przytuliłam Ryana, po czym przewróciłam się na plecy. Przez kilka minut wpatrywałem się w czarny sufit, myśląc.
Nie dlaczego, nie kiedy, ale jak: zawsze napełniać, zawsze napełniać, zawsze pić, zawsze gasić?