Jazda
Opublikowany: 2012-06-30Wracaliśmy do domu. Mgiełka kurzu ciągnęła się za jego chevroletem, gdy toczył się polną drogą. Spojrzałem na dwa puste wiadra do karmienia u moich stóp i powiedziałem: „Człowieku, te konie z pewnością uwielbiają owies, prawda?” Odwzajemnił uśmiech.
– Tak, na pewno.
Zerknąłem w lusterko wsteczne — końskie szyje były wyciągnięte do ziemi i pasły się. Ogony szeleściły w powietrzu, poplamione potem plecy teraz wolne od siodeł i pasków. Skręciliśmy za róg i zniknęli. Wtedy tego nie wiedziałem, ale to była jedna z naszych ostatnich wspólnych przejażdżek. Gdybym wiedziała, czy dom wezwałby tak uroczo? Dom z obietnicą chłodnej wody i czystych rąk. Podobała mi się jazda, tak, ale tak dobrze było zdjąć te zatęchłe rękawiczki jeździeckie z palców – wsunąć ręce pod bieżącą wodę i zetrzeć pot z czoła i brud z dłoni. Kochałam go za jego siwe włosy, długie milczenie i spokój, który czułam, gdy jechałam obok niego. Ale kochałam też dom, z jego chłodem i czystością. Gdybym tylko nie musiał pożegnać się z jednym, aby mieć drugie.
Wcześniej tego ranka wodze zadźwięczały mi cicho w dłoniach, gdy jechaliśmy wzdłuż płotu z dzielonych szyn. Po łące szeleścił aksamitny wietrzyk. Trawa preriowa unosiła się i opadała, unosiła się i opadała, gdy osiem kopyt unosiło się i opadało, unosiło się i opadało. Rozmawialiśmy od czasu do czasu, ale nigdy na długo. Kowboje nie mówią dużo, ale nie z tego powodu. Nie wiedziałem dlaczego.
Las położony na skraju łąki, kokon życia i bezruchu. Tysiące delikatnych liści osiki blokowało upał letniego przesilenia, rzucając we wszystkich kierunkach gobelin z nakrapianymi cieniami. Wysoka trawa otarła się o moje strzemiona z ssshhhhh .
Dlaczego nie rozmawiamy ? Zastanawiałem się. Zasypywałam go pytaniami o niego. Pytania o konie, wojny, bomby atomowe, dzieciństwo, żonę, córkę (moją matkę). To był najdłuższy dzień w roku i miałam go tylko dla siebie. Mimo to wierciłem się w siodle, obawiając się, że na moje pytania skończy się czas.
Czy nie wiedział, jaką był tajemnicą? Tutaj poskładałem fragmenty opowiadań, tam obrazki, medal na ścianie. Ale byłem niecierpliwy. To było tego lata, kiedy skończyłam czternaście lat i rozpaczliwie chciałam dowiedzieć się nie tylko o nim, ale i o sobie. Jego krew była moją krwią – tam były odpowiedzi. Ale nie był typem człowieka, którego nakłaniałeś do odpowiedzi.
Był cichy i majestatyczny, z twarzą zarówno twardą, jak i miękką. Ciepłe szare oczy łagodziły zwietrzałe zmarszczki biegnące w górę, w dół i na boki na jego twarzy. Zawsze czułem, że jego umysł jest obciążony wspomnieniami wojny. Może na przesłuchanie? Gdzie był Bóg podczas II wojny światowej? W Korei? Ale góry żyją i oddychają Bogiem. A konie nie dbają o to, kim jesteś, co zrobiłeś, dlaczego wszystko jest takie, jakie jest, lub dlaczego nie mówisz więcej.
– Spójrz – powiedział, wskazując na gałęzie powyżej.
Dwoje ciemnych oczu śledziło nasze ruchy. Sowa. Instynktownie wstrzymałem oddech, gdy wkraczaliśmy przez jego mały świat. Ten prosty, piękny świat, który wydaje się tak naturalny, a czasem tak obcy. Las był katedrą.
Może to był powód, dla którego nie rozmawialiśmy.
***
Założę się, że jego konie go pamiętają. i Założę się, że tęsknią za tym, jak jedzie na pastwisko swoim starym chevroletem z dwoma dużymi wiadrami owsa z tyłu.
Ale to dobrze. Ponieważ jest teraz w domu. Ociera pot z czoła i brud z dłoni i rozkoszuje się wspomnieniem dobrej, dobrej jazdy.
***
Minęło dziesięć lat. To było dla mnie wtedy wszystko; teraz jest dla mnie wszystkim. Tak piękne wspomnienie, że czasem zastanawiam się, czy to się naprawdę wydarzyło.
Łąka, las, sowa: były przed tym wszystkim. Zanim zachorował. Zanim wyzdrowiał. Zanim znowu zachorował. Zanim wyruszył w ostatnią podróż do Wielkiego Kanionu Thompson, ten szorstki kowboj — ten naukowiec-atom, żołnierz piechoty morskiej, mężczyzna, który był tak silny, a jednocześnie tak łagodny — stał na pastwisku i cicho płakał, żegnając się ze swoimi końmi.